Znacznie więcej śląskiego humoru znajdziesz w innym naszym serwisie:
Nauczycielka uczy dzieci geografii. – Powiedz Masztalski – pyta chłopca – jeżeli masz wschód po lewej stronie, zachód po prawej, to co masz z tyłu? – Powiedziałbym pani nauczycielko – odpowiada Masztalski – ale się wstydzę!
Sztygar nakrzyczał na górnika Antka, że nie pomaga w kopalni swojemu koledze Franckowi. Po jakimś czasie nakrył obu na tym, że zamiast pracować, śpią pod ziemią. – Panie sztygarze, zdrzemnąłem się tylko na chwilę – tłumaczy Francek – Antek mi tylko pomagał!
Francek spotyka Antka i namawia go, żeby z nim poszedł: – Chodź, będzie grał Rubinstein! – No dobra, jak z Szombierkami, to idę – odpowiada Antek.
Na budowie zatrudnił się przybysz z centralnej Polski. Gdy majster wysyła go, by kupił halbę – ten pyta: – a co to jest halba? – Masz rację – odpowiada majster – co to jest halba, kup dwie!
Górnikowi Antkowi nie chce się nieść łopaty pod ziemią. Zostawia więc narzędzie pracy przy szybie razem z kartką: „Francek, przynieś mi tę łopatę na przodek, bo jej zapomniałem”. Francek łopaty nie przyniósł, ale kiedy Antek wracał zobaczył, że jest do niej przyczepiona druga kartka: „Nie mogłem ci zabrać łopaty Antek, bo jej nie widziałem”.
Na bezludnej wyspie rozbitek Masztalski widzi jak z morza wyłania się piękna dziewczyna. – Jak długo tu już siedzisz Masztalski? – pyta. – Dziesięć lat – odpowiada Masztalski. – Więc musisz być bardzo spragniony – zalotnie mruga kobieta. – Nie mów, że masz piwo – odpowiada Masztalski.
Kiedy Antek z Franckiem przechodzą obok kościoła, pierwszy z nich zdejmuje z szacunkiem czapkę. – Myślałem, że jesteś na bakier z Panem Bogiem – dziwi się Francek. – No bo jestem – odpowiada Antek – pozdrawiamy się, ale ze sobą nie rozmawiamy!
Antek i Francek zamówili w restauracji po kotlecie schabowym. Kiedy kelner przynosi potrawy, Antek sięga od razu po znacznie większy kotlet. – Dlaczego bierzesz ten większy? – pyta oburzony Francek. – A ty który byś wziął – odpowiada Antek. – Oczywiście ten mniejszy, bo jestem kulturalny. – Tak sobie właśnie pomyślałem – odparł Antek – i od razu wziąłem większy.
Podczas podróży Masztalskiego do Afryki, ludożercy złapali go i gotują w kotle. Król ludożerców patrzy zdumiony na kucharza i pyta dlaczego ten ciągle uderza Masztalskiego chochlą w głowę. – Muszę – odpowiada ludożerca – jeszcze trochę i cały makaron mi wyżre!
Kapral Masztalski pełni służbę przy bramie wjazdowej do jednostki. Co jakiś czas telefonuje do niego major i pyta, czy przyjechał już generał. Sytuacja powtarza się wiele razy, więc kiedy samochód generała zatrzymuje się przed bramą, Masztalski wychodzi i mówi do niego – Chłopie, masz przerąbane – major już się dziesięć razy pytał o ciebie!
Kapral Masztalski melduje przez telefon: – Panie majorze, złapałem czterech jeńców! – No to przyprowadź ich tutaj – odpowiada major. – Nie mogę – mówi Masztalski – oni nie chcą mnie puścić!
Powiedz mi Antek – dlaczego Adam i Ewa w raju żyli z sobą tak dobrze? – pyta Francek. To jest bardzo proste – odpowiada Antek – nie mieli teściowej!
Pijany Masztalski usiłuje wejść cicho do domu, by nie obudzić żony. Zdejmuje buty i skrada się do łóżka, ale nagle widzi żonę stojącą w drzwiach z wałkiem do ciasta. – A dokąd to idziesz z tymi butami Masztalski? – pyta groźnie żona. – Do szewca – pada odpowiedź. – O 4 rano idziesz do szewca? – dziwi się małżonka. – No skoro ty o 4 rano zabierasz się za robienie makaronu to ja mogę iść do szewca!
Popatrz mężu – mówi żona do Masztalskiego – tam idzie ten pan, który mnie uratował kiedy topiłam się w rzece. – Wiem – odpowiada Masztalski, znam go, już trzy razy był u mnie żeby się usprawiedliwić!
Masztalski zmarł i dostał się do nieba, ale ciągle śmieje się do rozpuku. – Dlaczego tak się śmiejesz? – pyta święty Piotr. – Bo ja tu już jestem w niebie osiem godzin, a oni w szpitalu ciągle mnie tam jeszcze operują!
– Bądź dobrym zięciem – mówi teściowa do Masztalskiego – załatw miejsce na mój grób na Powązkach. Masztalski pojechał do Warszawy załatwić sprawę. Wraca i mówi: – Teściowa – miejsce załatwione, ale musisz się pośpieszyć, bo rezerwacja jest tylko do piątku!
– Mały Masztalski jest pytany przez nauczycielkę w szkole: – Wymień cztery żywioły. – Ogień, woda, powietrze i gospoda – odpowiada chopiec. – Jak to gospoda? – dziwi się nauczycielka. – No tak – mówi Masztalski – kiedy ojciec długo nie wraca z gospody to mama zawsze mówi: „Ten to znowu w swoim żywiole”!
Masztalski przychodzi do gospody i pyta barmana: – Czy ja tu wczoraj byłem? – Tak, panie Masztalski, cały wieczór pan tu siedział. – I stawiałem wszystkim? – dopytuje się dalej Masztalski. – Tak, panie Masztalski, każdemu pan postawił. – I przepiłem całą wypłatę? – Calusieńką panie Masztalski. – Uff – oddycha z ulgą Masztalski – już się martwiłem, że gdzieś zgubiłem wszystkie pieniądze.
Masztalski – gdzie jest twoja żona? – Pięć godzin temu poszła do sąsiadki na pięć minut!
Żona niepokoi się, bo mąż długo nie wraca z pracy. Żali się sąsiadce: może znalazł sobie kochankę? – Ty to od razu o najgorszym – odpowiada kobieta – może normalnie wpadł pod samochód?
Mały Masztalski pyta piekarza: – Ma pan suche bułki? – Mam dziecko – odpowiada piekarz. – To trzeba je było sprzedać, kiedy były świeże!
Przyjezdny pracownik pisze list do matki: – Droga mamo, na Śląsku ludzie na wszystko mówią inaczej, wszystkie ważne wyrazy zaczynają się na literę „G”: na kopalnię mówią „gruba”, na wypłatę – „geltag”, na spodnie – „galoty” a na mnie – „gorol”.
– Panie doktorze, mój mąż mówi przez całą noc przez sen, co robić?
– Niech mu pani pozwoli dojść do słowa w dzień.
Wiesz Antek – mówi Francek – pierwszy raz w życiu mnie dziś budzik obudził. – Jak to? – pyta Antek. Jak mnie dziś żona walnęła rano budzikiem to od razu wstałem!
Ksiądz na kazaniu opowiada, że małżeństwo to jak przystań, na której spotykają się dwa statki. – Teraz wszystko rozumiem – myśli Masztalski – spotkałem się z okrętem wojennym!
Masztalski wraca do domu pijany, zataczając się niemal wpada na latarnię. W ostatniej chwili za kołnierz łapie go tajemniczy osobnik z aureolą wokół głowy i ratuje przed wypadkiem. – Kim jesteś – pyta Masztalski. – Twoim aniołem stróżem, Masztalski, chronię cię od złego – odpowiada osobnik. – To gdzie byłeś 25 lat temu kiedy brałem ślub?
– Męzu, nasze dziecko jest wspólne, więc jeśli obudzi się w nocy raz ty je będziesz kołysać, a raz ja.
W środku nocy małżonków budzi płacz niemowlęcia.
– Józek, wstawaj, mały krzyczy!
– Jest wspólny? To ty kołysz swoją połowę, a moja niech płacze!
Masztalski – wychodzę na pięć minut do sąsiadki – mówi żona – zostawiam na piecu gotującą się zupę – co pół godziny musisz do niej dolać trochę wody.
Antek – twój pies ugryzł moją żonę – skarży się Francek. – Bardzo dobrze – odpowiada kompan – to teraz niech twój pies ugryzie moją i będziemy kwita!
Masztalski doznał urazu głowy i zgłasza się w okienku do rejestracji w przychodni. Rejestratorka nie widzi go przez małe okienko i pyta – kobieta? – Nie – odpowiada Masztalski – tym razem motocykl!
Antek chwali się Franckowi: – Z dnia na dzień przestałem pić alkohol i palić papierosy. – To musisz mnie bardzo silną wolę – odpowiada Francek. – Ja to nie – mówi kolega – ale moja żona to ma bardzo silną wolę!
Masztalski przyszedł do spowiedzi. – Zdradziłem żonę – mówi do księdza. – Ile razy – pyta kapłan. – Ja tu przyszedłem się spowiadać proszę księdza, a nie przechwalać – odpowiada Masztalski.
Wiesz – mówi koleżanka do koleżanki – przez to napastowanie musiałam wczoraj w kinie pięć razy zmieniać miejsce siedziące! – Pięć razy? – dziwi się koleżanka – i ktoś cię napastował? – Tak – odpowiada kobieta – dopiero na tym piątym miejscu!
– Wujku, zjedz trochę trawy – mówi dziecko do bogatego wujka.
– Ależ dlaczego dziecko mam jeść trawę?
– Bo ojciec powiedział, że jak wujek będzie gryzł trawę to kupimy sobie auto i nowe meble!
Małżonkowie pokłócili się i nie rozmawiają ze sobą. Mąż pisze więc na kartce liścik do żony – „obudź mnie o piątej, bo idę do pracy”.
Rano budzi się o ósmej. Wstaje, by nakrzyczeć na żonę i widzi na nocnym stoliku kartkę od niej „wstawaj mężu, już piąta”.
Antek strzaskał sobie kolano w czasie pracy w kopalni. Długo leżał w szpitalu, ale noga wyleczyła się całkowicie. – Jak twoje kolano? – pyta Francek kolegę. – Lepiej niż przedtem – odpowiada Antek. – No to wielka szkoda Antek, że nie miałeś takiego małego wstrząsu mózgu – odpowiada kompan.
Dyrektor szkoły odbiera telefon: – Panie dyrektorze, mały Masztalski nie przyjdzie dziś do szkoły, bo jest chory! – A z kim rozmawiam? – dopytuje się dyrektor. – Z moim ojcem – mówi głos w słuchawce.
Mały Masztalski przychodzi z podwórka cały mokry. – Coś ty z sobą zrobił, dziecko – użala się matka. – Bawiliśmy się w psa mamo – odpowiada Masztalski. – W psa? – Tak, ja byłem latarnią!
– Dokąd to tak szybko biegniesz Alojz?
– Do domu, gotować, do domu, gotować!
– A co, żona chora?
– Nie, głodna!
Próba orkiestry na Górnym Śląsku, dyrygent pyta:
– Puzonen vertig?
– Ja, ja herr kapelmeister, vertig – odpowiadają muzycy.
– Trompette vertig?
– Ja, ja, naturlich.
– Zimbalisten vertich?
– Ja, ganz vertich.
– Also, ein, zwei, drei…
– Boże coś Polskę…
Antek i Francek spacerują po Berlinie.
– Kupiłbym sobie brateringi Antek, ale nie wiem jak to jest po niemiecku!
Sztygar pyta nowego pracownika – Antka, jak długo pracował w poprzednim zakładzie. – Pięć lat panie sztygarze – odpowiada Antek. A dlaczego pan stamtąd odszedł? – Musiałem – pada odpowiedź – ogłosili amnestię.
Wraca pijany Masztalski do domu zataczając się cały czas. Po jakimś czasie spotyka ekipę czyszczącą rury kanalizacyjne – robotnicy włożyli do rury specjalny przewód i kręcą nim przy pomocy korby. – A to wy mi tak kręcicie tą drogą – krzyczy Masztalski!
Masztalski przychodzi do nowego lekarza i zaczyna marudzić. – Ten poprzedni doktor to źle leczył – twierdzi Masztalski – na jedną chorobę leczył, a na inną ludzie umierali. – U mnie to niemożliwe panie Masztalski – mówi lekarz – u mnie umierają dokładnie na to, na co ich leczę.
Antek i Francek są górnikami. Francek zaczyna marzyć:
– Wiesz Antek, ja to bym chciał fedrować na biegunie północnym.
– Ciekawe dlaczego?
– Tam pół roku jest noc, to bym spał i spał.
– Ale musiałbyś potem pracować pół roku.
– A skąd? Mnie obowiązuje ośmiogodzinny dzień pracy!
– Antek, co tak źle wyglądasz?
– Nie dziw się, taka robota – cały dzień na kolanach.
– A długo tak już pracujesz?
– Zaczynam w poniedziałek.
Pijani Antek i Francek zamiast po drodze idą po torach kolejowych.
– Antek, dlaczego te schody są takie długie?
– Nie wiem. A na dodatek poręcz jest bardzo nisko!
– Co tam pierzesz Antek?
– Kanarka.
– Kanarka się nie pierze, zdechnie od tego!
Po kilku dniach Francek pyta się Antka, czy kanarek żyje.
– Zdechł!
– Mówiłem ci, że kanarka się nie pierze.
– Pierze się, pierze, tylko się nie wykręca!
Policjant spotyka pijanego Masztalskiego. – Za dużo pan pije panie Masztalski – mówi. – Za dużo? Litr wódki na trzech chłopów to dużo? – To dlaczego jest pan tak pijany? – To nie moja wina – odpowiada Masztalski, że tamtych dwóch nie przyszło!
Co ci się stało Antek – pyta Francek widząc bardzo opuchniętą twarz Francka. – Osa – odpowiada Francek. – Jedna osa cię tak użądliła? – dziwi się kolega. – Osa nie zdążyła nic zrobić, żona zabiła ją wałkiem do ciasta!
Jaki byś wolał być – pyta Antek Francka – głupi czy łysy? – Chyba głupi – mówi Francek – bo tego tak bardzo od razu nie widać!