Zbigniew Markowski
KSIĄŻĘ CHCE PRĄDU
Na początku długiego ciągu wydarzeń historycznych, które zaowocowały powstaniem Muzeum Energetyki znajduje się Hans Heinrich XV Hochberg książę von Pless. Bezpośrednio po odziedziczeniu w 1907 roku książęcego tytułu Hans Heinrich zajął się modernizacją przemysłowej części fortuny swojego rodu. Jedno z największych wyzwań stanowiła technologiczna nowinka: elektryczność – pozwalała na znaczne obniżenie kosztów wydobycia węgla w kopalniach. Już w 1914 roku należąca do księcia kopalnia „Brada” wprowadziła podziemne kolejki napędzane elektrycznością. W tym samym czasie fedrować zaczęła zupełnie nowa kopalnia – „Prinzengrube” zwiększając zapotrzebowanie na energię. Specjalnie na potrzeby książęcych zakładów przemysłowych postanowiono więc uruchomić elektrownię połączoną z wytwórnią również potrzebnego w kopalniach karbidu.
Wśród budynków obiektu nazywanego dziś elektrownią „Łaziska” znalazła się wzniesiona w 1928 roku rozdzielnia: to właśnie w jej ścianach mieści się dzisiaj Muzeum Energetyki. W międzyczasie fabryka prądu przeżywała swoje wzloty i upadki – zwiększenie mocy i liczne inwestycje w latach dwudziestych (co zaowocowało pozycją największej elektrowni w Polsce) – już jako „Elektro” – spółka z siedzibą w Szwajcarii, zatrudnianie robotników przymusowych w latach okupacji oraz kolejne rozbudowy w powojennej Polsce. Ostatnia wielka batalia „Łazisk” odbyła się w latach dziewięćdziesiątych, po wpisaniu zakładu na listę największych trucicieli w Polsce. Elektrownia przeszła wówczas olbrzymią metamorfozę ekologiczną, by produkcja prądu z węgla była przyjazna dla środowiska naturalnego.
BEZPIECZEŃSTWO NAJWAŻNIEJSZE
Na pomysł uruchomienia placówki muzealnej w obrębie elektrowni wpadł Klemens Ścierski: postać nietuzinkowa i wielce dla „Łazisk” zasłużona – wynalazca, wieloletni dyrektor zakładu, minister, poseł oraz senator. Funkcjonowanie muzeum w czynnym (i potężnym) zakładzie przemysłowym ma swoje konsekwencje – zwiedzający muszą poddać się rygorom elektrowni, co znajduje odbicie w regulaminie Muzeum. Regulamin narzuca obowiązek posiadania przepustki, choć dbałość o bezpieczeństwo widać także w programie odwiedzin. Młodym gościom przedstawia się eksperyment polegający na przepuszczeniu dwuwoltowego zaledwie prądu przez metalową obrączkę, która pod wpływem ruchu elektronów zaczyna się żarzyć. Inny pokaz ilustruje wyładowanie (także z akcentem dźwiękowym) prądu o napięciu 230 volt – każdy kto widział takie zjawiska z pewnością zachowa wobec prądu szczególną ostrożność. Respekt budzi też widok krzesła elektrycznego.
Dalej – na szczęście – są eksponaty mniej groźne jak wibrarium czyli kolekcja niemal osiemdziesięciu dzwonków elektrycznych wraz z osprzętem z kolekcji Adama Wisthala. Co ważne: można nacisnąć, można posłuchać dźwięku. Perłą wśród kilku tysięcy eksponatów jest licząca ponad sto lat dwustuwatowa żarówka w systemie włókna węglowego Swana – Edisona. Zapala się ją (z dużym drżeniem serca) raz w roku na sztandarowej imprezie Muzeum Energetyki – Święcie Światła, które w Łaziskach Górnych obchodzone jest 6 stycznia. Związek ze świętem Trzech Króli jest nieprzypadkowy – w końcu podążali oni za światłem gwiazdy. Żarówek (podobnie jak liczników, transformatorów, izolatorów, prądnic) mamy tu całe zatrzęsienie, choć największą uwagę przyciągają ciekawostki: kombinezon chroniący człowieka przed naprawdę wysokim napięciem, silnik na biogaz z 1938 roku, potężna żarówka z latarni morskiej w Świnoujściu.
NIE TYLKO ELEKTRYCZNOŚĆ
Drugim dniem w roku, gdy na pewno spotkamy w Muzeum Energetyki tłumy jest dzień Industriady; poza tymi dwoma terminami warto sprawdzić, czy na pewno obiekt jest czynny. Podstawową ofertę skierowano bowiem dla szkół – to lekcje z zakresu chemii i fizyki. Jest ich prawdziwe bogactwo, zdarzają się tematy niecodzienne, takie jak wykład o katastrofie w czarnobylskiej elektrowni atomowej czy zajęcia o budowie i działaniu ludzkiego mózgu. Zarówno w działalności, jak i w ofercie wystawienniczej Muzeum Energetyki czasem odchodzi od prądu na znaczne odległości – możemy tu podziwiać duży zbiór aparatów fotograficznych, z gościny obiektu korzystają czasem miłośnicy starych samochodów. Zdarzają się warsztaty wykonywania aniołów z masy solnej oraz przeróżne happeningi, koncerty czy spektakle; nawet rzeźba w lodzie lub pokaz mody ślubnej.
Po zgłoszeniu mailowym można zwiedzić obiekt w towarzystwie przewodnika posługującego się językiem polskim, angielskim, niemieckim lub gwarą śląską. Wizyta wiąże się z symboliczną opłatą, dostępny jest parking. Elektrownię „Łaziska” z jej charakterystycznymi chłodniami kominowymi widać już z daleka: dla wjeżdżających od strony południa stanowi ona sygnał, że zaczyna się obszar przemysłowego Śląska.
Przygoda człowieka z elektrycznością datuje się od czasów starożytnych: wówczas to opisano zjawisko zmiany właściwości bursztynu, który – potarty materiałem – był w stanie unieść ptasie piórko. To starożytni Grecy użyli słowa „elektron” nazywając nim bursztyn. Na prawdziwą maszynę wytwarzającą prąd trzeba było jednak poczekać aż do epoki (nomen – omen) oświecenia. W połowie siedemnastego wieku niemiecki wynalazca, fizyk i budowniczy fortyfikacji Otto von Guericke skonstruował urządzenia w którym kula z siarki poprzez rotację była w stanie wytworzyć ładunki. Udoskonalona przez brytyjskiego uczonego Francisa Hauksbee kula (tym razem szklana, wypełniona oparami rtęci) nie zainteresowała na dłużej nawet samego konstruktora. Przyciągnęła uwagę jedynie sztukmistrzów, którzy prezentowali zjawisko ku uciesze gawiedzi. Prawdziwy przełom przyniosły dopiero prace angielskiego fizyka i chemika Michaela Faradaya, który w 1831 roku odkrył zjawisko indukcji magnetycznej. W ten sposób otwarta została droga dla całego szeregu wynalazców: Nikoli Tesli (autora pierwszego silnika elektrycznego), Thomasa Edisona (wynalazcy żarówki) czy Samuela Morse’a – autora telegrafu.
Wyświetl większą mapę