Kościół św. Jana Chrzciciela w Bruśku

Zbigniew Markowski

W SERCU LASU

Jeżeli Lasy Lublinieckie mają jakieś serce, z całą pewnością mieści się ono gdzieś obok wsi Brusiek. Na satelitarnym zdjęciu wioska wygląda nader skromnie: schowana w lesie tak gęstym, że meandrującej obok rzeczki o nazwie Mała Panew niemal nie widać. Choć dziś wieś zamieszkuje na stałe zaledwie kilkanaście rodzin, Brusiek miał całe stulecia swojej chwały, do której przyczyniła się właśnie lokalizacja. Leśna ziemia kryła w sobie duże zasoby rudy żelaza. Puszcza oferowała nieograniczone ilości potrzebnego do pracy kuźnicy drewna i rzeka – ciągły dopływ wody. Właśnie dlatego Brusiek był przed wiekami liczącym się hutniczym ośrodkiem. W szczytowym momencie rozwoju (czyli pod koniec XVIII wieku) ludność wsi liczyła 600 osób i do zamknięcia ostatnich kuźnic pod koniec wieku XIX stan ten utrzymywał się. Od końca XV wieku Brusiek miał swoją karczmę, na prowadzenie której zgody udzielił książę opolski, później pojawiła się duża szkoła. Historycy przemysłu uważają, że od XIII wieku na Równinie Opolskiej działało duże zagłębie hutnicze, gdzie w kilkudziesięciu ośrodkach zajmowano się wytopem metalu, jego uszlachetnianiem i obróbką. Szacuje się, że w połowie XVIII wieku okręg ten był w stanie wyprodukować rocznie nawet cztery tysiące ton żelaza. Brusiek (którego powstanie datuje się na XIV wiek) wśród kilkudziesięciu wsi produkujących metal wyróżniał się nie tylko tym, że był jedną z najstarszych osad. Wyjątkowy był także żyjący tam ród Bruśków (lub Brusków). Dziś nie da się już ustalić, czy to kuźnicza rodzina wzięła swoje nazwisko od nazwy wsi, czy też może było odwrotnie. Pewne jednak jest, iż Bruśkowie cieszyli się wśród hutniczej braci dużym poważaniem. Pracowity i przedsiębiorczy klan nie tylko opanował zakłady w Bruśku, ale przez ponad wiek posiadał również kuźnice w pobliskim Koszęcinie.

W drugiej dekadzie XXI wieku sześć kilometrów na północny wschód od wsi Brusiek leśnicy prowadzili wycinkę lasu. Po usunięciu drzew zaczęto orać glebę pod nasadzenia kolejnych drzew. Okazało się, że w jasnej, piaszczystej glebie znajdują się owalne, bardzo ciemne skupiska materii niewiadomego pochodzenia: ich średnica wahała się między 7 a 15 metrów, grubość dochodziła do 50 centymetrów. Wezwani na miejsce specjaliści orzekli, iż są to pozostałości po mielerzach – punktach produkcji węgla drzewnego. Mielerz powstawał w wyniku ułożenia drewna w kształcie dużej, okrągłej sterty, którą później przykrywano gliną, ziemią i darnią. Ziemno – gliniana kopuła powodowała, iż drewno paliło się w warunkach ograniczonego dostępu tlenu. Tak właśnie wytwarzano węgiel drzewny na potrzeby bruśkowskich kuźnic. Moglibyśmy powiedzieć, że tyle tylko pozostało po dumnej niegdyś hutniczej osadzie. Ale jest jeszcze kościół.


DREWNIANY KOŚCIÓŁ

W miejscu tym kościół przyjmował wiernych ponoć już w XV wieku. Wskazywać na to może dzisiejsza lokalizacja – na cmentarzu. Nawet we współczesnych nam czasach odnajdowano świadectwa w postaci żelaznych, wykonanych w kuźnicach krzyży nagrobnych pochodzących sprzed XVI wieku. Znajdowały się tu miejsca pochówku nie tylko miejscowych hutników, ale także tych pochodzących z okolicznych osad – Kuźnicy Plaplińskiej i Kuźnicy Pustej. Czy wcześniejsza bruśkowska świątynia spłonęła, czy może zniszczył ją ząb czasu – nie wiadomo. Do niedawna uważano, że nowy, oglądany dziś przez nas kościół wzniesiono bezpośrednio przed rokiem 1670.

Przeprowadzone w 2009 roku badania dendrologiczne podważyły jednak tę teorię i przesunęły datę budowy aż do roku 1593. Upadła więc przy okazji teza, iż fundatorem był pan z Koszęcina – Andrzej Kochcicki. Nie ulega jednak wątpliwości, że środki na budowę – niezależnie od daty powstania – wyłożył któryś z właścicieli pobliskich kuźnic. Analiza drewna pozwoliła także na odtworzenie procesu rozbudowy świątyni: zakrystię i kruchtę dodano po 1723 roku, sygnaturkę zaś (mniejszą z wieży kościoła, przeznaczoną w dawnych wiekach na dzwon odzywający się w czasie podniesienia) po roku 1724. Zanim jednak powstała kruchta, obiekt dorobił się widocznej do dziś polichromii. Autorem dzieła pochodzącego z roku 1693 był Wawrzyniec Grochowski, wykonał je na stropie nawy głównej. Kościółek przechodził liczne remonty: w 1812 roku, w roku 1930, gdy Brusiek był nadgraniczną wioską, w której stacjonował niewielki oddział Straży Granicznej, później w latach sześćdziesiątych i wreszcie między rokiem 2009 a 2011. Gdybyśmy spojrzeli na obiekt z góry, zobaczymy proste figury geometryczne. Jedyna nawa ma podstawę kwadratu, kolejnym, mniejszym kwadratem jest prezbiterium, kolejnym – dzwonnica w zachodniej części budowli. Ulokowana na północnej stronie zakrystia stanowi prostokąt, następnym prostokątem jest kruchta.


ATMOSFERA SPRZED WIEKÓW

Gdy miniemy już zlokalizowaną od północy furtę (świątynia wraz z otaczającym ją cmentarzem jest ogrodzona), znajdziemy się na wprost wejścia. Kościółek posadowiono na dobrze widocznej podmurówce z kamienia. Wewnątrz wyraźnie wyczuwa się zapach starego sosnowego drewna: to właśnie budulec decyduje o niepowtarzalnej atmosferze starego kościoła. Wewnątrz – oprócz wspomnianej polichromii – zobaczyć można pamiątki wielu stuleci: jest malowany wizerunek Jana Chrzciciela z połowy XVIII wieku, jest drewniana chrzcielnica z datami „1400” i „1882”. Ołtarz w stylu neogotyckim datowano na wiek XIX. Są i dwie perły: szesnastowieczne, drewniane wyobrażenia świętej Anny oraz Matki Bożej, które ponoć w 1945 roku zostały wyrzucone z pociągu wiozącego do Związku Radzieckiego zrabowane przedmioty. Nabożeństwa odprawiane tutaj uświetniają niewielkie organy umieszczone na ciasnym, wspartym na filarkach chórze.

Źródła historyczne wspominają o dwóch dzwonach odzywających się z wież kościółka; te współczesne zostały zainstalowane w roku 1947 i noszą sygnatury Judy Tadeusza oraz patrona świątyni – Jana Chrzciciela. Na zewnątrz króluje okazała dzwonnica pokryta gontem. Otaczający świątynię cmentarz wciąż przyjmuje zmarłych, sam kościół ma status filialny i podlega parafii Matki Bożej Fatimskiej w nieodległej dzielnicy Kalet – Drutarni. Sama wieś jest częścią administracyjną Koszęcina. Osoby zmotoryzowane bez trudu zaparkują pojazd tuż obok obiektu – leśny parking jest duży, wygodny i bezpieczny. Wizytę w Bruśku połączyć można z leśnym spacerem: jeśli się postaramy, znajdziemy i jagody, i grzyby.

Niewątpliwe związki z wsią Brusiek miał jeden z najciekawszych literatów polskiego baroku – Walenty Roździeński – autor opublikowanego w 1612 roku poematu „Officina ferraria, abo huta y warstat z kuźniami szlachetnego dzieła żelaznego”. Ojciec Walentego nosił jeszcze nazwisko Brusiek i z Bruśka pochodził. Sam Roździeński również kontynuował hutniczą tradycję i pracował fizycznie, choć nie było to jego jedynym zajęciem – życiorysem Walentego można byłoby obsłużyć kilka sensacyjnych filmów. Jego „Officina” to utwór posiadający nie tyle walory artystyczne, co dokumentalne, bo autor koncentruje się na technologii i historii. Dzieło powstało najprawdopodobniej na koszęcińskim zamku, gdzie Roździeński – po dramatycznych kolejach losu – osiadł za sprawą protekcji Andrzeja Kochcickiego. Jego utwór jest dziś kopalnią wiedzy o pracy w dawnych hutach i kopalniach, wnikliwie analizowano go nawet na drugiej półkuli – w Massachussetts Institute of Technology.


Wyświetl większą mapę

zobacz więcej zdjęć

zobacz filmy z Koszęcina