Zbigniew Markowski
DZIEDZICTWO GWIDONA
Gwidon był nie tylko zdolnym młodzieńcem, ale także osobą wszechstronnie wykształconą w zachodnioeuropejskich szkołach, nikogo nie zdziwiło więc, że Donnersmarckowie powierzyli mu prowadzenie rodzinnych interesów zaraz po ukończeniu przez niego osiemnastego roku życia czyli w roku 1848. Prawdę powiedziawszy zaczął od pożyczek, bo interesy nie szły dobrze – zadłużenie sięgało kilkuset tysięcy talarów. Ponieważ do swych zalet dołączył niespożytą energię, z czasem udało się stworzyć imperium. Z ekonomiczną potęgą Guido von Donnersmarcka w ówczesnej Europie mogli porównywać się jedynie Kruppowie. Spoczywający dziś w świerklanieckim mauzoleum arystokrata przeszedł też do historii jako doradca cesarza i bohater romansu stulecia zakończonego małżeństwem z Bianką de Paiva znaną także pod pierwszym nazwiskiem Teresy Lachmann.
Choć lista przemysłowych przedsięwzięć Gwidona ciągnie się w nieskończoność (obejmując między innymi kopalnie „Andaluzja” w , „Karsten Centrum”, „Deutschland”, huty „Donnersmarck”, „Bethlen – Falva”, „Kraft” czy zakłady celulozowe w Kaletach) kopalnia nosząca jego imię była bez wątpienia oczkiem w głowie. Doglądał jej od samego początku, od 1855 roku – na podszybiu zawsze czekały na niego konie, by z wysokości wózka mógł doglądać pracy górników, postępów przy drążeniu nowych chodników i bieżącego wydobycia. Węgiel z kopalni Guido płynął szerokim strumieniem aż do trzeciej dekady XX wieku, kiedy w poszukiwaniu czarnego złota robotnicy przenieśli się na znacznie niżej położone pokłady. Dopiero po II wojnie światowej wyrobiska na coś się przydały: od końcówki lat sześćdziesiątych funkcjonowała tu doświadczalna kopalnia M-300. W warunkach podziemia sprawdzano nowe, konstruowane w Gliwicach maszyny górnicze. W 2007 roku – już jako zabytek – kopalnia została udostępniona turystom.
170 i 320
Choć kopalnia udostępnia dwa poziomy, z których niższy – położony na głębokości 320 metrów pod ziemią – stanowi najniżej położony obiekt turystyczny w kopalni węglowej na kontynencie europejskim – prawdziwy XIX wiek odnajdziemy na poziomie 170. Zobaczymy tu stajnie stanowiące pomnik bohaterów wydobycia węgla sprzed stu lat: niezliczonych koni oraz wizerunki ówczesnych górników. Ich wygląd szokuje dziś: praca odbywała się w zwykłych marynarkach, koszulach i spodniach – bez znanych nam kombinezonów czy specjalnego stroju. Pracownik dawnej kopalni mył się z węglowego pyłu dopiero u siebie w domu. Do dyspozycji miał niewiele maszyn, te które widzimy w Zabrzu frapują swoją pomysłowością oraz prostotą. Widzimy cały wachlarz przeróżnych obudów ścianowych wykonanych z wykorzystaniem drewna i stali.
Prawdziwe perły poziomu 170 to jednak przodek – miejsce gdzie bezpośrednio pozyskiwano węgiel oraz kaplica poświęcona patronce górników (i innych niebezpiecznych zawodów) – świętej Barbarze. Są tu także ekspozycje poświęcone geologii – w tym historii powstania węgla oraz dział ku pamięci ofiar katorżniczej pracy górników w mundurach. W okresie stalinowskim osoby niewygodne dla władzy często powoływane były do odbycia służby wojskowej właśnie w tym miejscu – okupione było to często utratą zdrowia, niekiedy życia. Na dwukilometrowej trasie pokładu 320 zobaczymy kombajn węglowy KWB i mierzące niespełna metr wyrobisko zabierkowe.
KOPALNIA KULTURY
Obiekt jest niezwykle przyjazny turystom – poziom 170 udostępniono osobom niepełnosprawnym i często można tu spotkać gości na inwalidzkich wózkach. Wentylacja działa niezwykle sprawnie – choć teoretycznie powinna panować tu stała, dość niska temperatura, za sprawą przepływu powietrza jest cieplej niż w tradycyjnej kopalni. Sweter warto jednak zabrać – na wszelki wypadek – choć trzeba pamiętać także o zdjęciu go kiedy zmęczy nas długa, podziemna wędrówka. Obowiązkowym wyposażeniem jest górniczy kask – w jednej z gablot obejrzymy zresztą kaski górników reprezentujących inne narodowości: niemiecki, australijski czy amerykański. Poziom 320 stanowi także najniżej w Europie położoną scenę teatralną: odbywają się tu warsztaty, można obejrzeć najprawdziwszy spektakl.
Z kulturą jest zresztą zabrzańskiej kopalni najwyraźniej po drodze – wystawy, koncerty, spotkania nie są w tym miejscu niczym niezwykłym. Można także – do celów komercyjnych – wynająć pomieszczenia obiektu: zjeść regionalne potrawy w podziemnej stajni czy zorganizować konferencję. Miejsce to ma swoją magię – działa na wyobraźnię i robi wrażenie, bo zadbano tu o wiele szczegółów. Odtwarzane są – na przykład – odgłosy starej kopalni: z piskami szczurów, szumem wody, dźwiękiem narzędzi. Swoją nagraną opowieść przedstawia duch podziemi – Skarbnik ulokowany w jednym z wyrobisk. Już samo wejście do trzypoziomowej, autentycznej górniczej windy – klatki wyciągowej – dostarcza niezapomnianych wrażeń. Nie ma żadnych wątpliwości, że spośród kilku podziemnych tras turystycznych w Polsce – ta z Zabrza przygotowana jest do swoich zadań wzorowo i stanowi prawdziwą perłę.
Do górnictwa węgla kamiennego konie trafiły późno – dopiero w XIX wieku, choć przy wydobyciu soli pracowały już wtedy od kilkuset lat. Wcześniej zatrudniano je tylko na powierzchni – obsługiwały kieraty wyciągające urobek i gwarków. Aby dostarczyć zwierzę na dół wykładano klatkę windy sianem i zawiązywano koniowi oczy – zjazd taki mógł bowiem śmiertelnie przestraszyć zwierzaka; zawsze też przy takiej operacji obecny być musiał człowiek: uspokajający swojego przyszłego towarzysza pracy. Koń nie wyjeżdżał już na światło dzienne nigdy – najczęściej ślepł od przebywania w ciemności, co jednak w żaden sposób nie przeszkadzało mu w pracy; swój żywot kończył zaś po kilku latach. Do dziś krążą wśród starszych górników legendy o inteligencji kopalnianych koni: zjawisko opisane przez Morcinka w „Łysku z pokładu Idy” polegające na odmowie ciągnięcia zbyt dużej liczby wagoników było powszechne. W zakładzie wydobywczym przełomu XIX i XX wieku – takim jak kopalnia Guido – zwierzęta te były niezbędne – bez nich nie udałoby się wydobyć milionów ton węgla. Ostatnie konie w górnictwie węglowym zakończyły pracę ponad pół wieku temu – prawdopodobnie ostatnim czworonożnym górnikiem był koń zatrudniony w katowickiej kopalni „Wieczorek”, który zakończył ostatnią szychtę w 1960 roku. Dużo dłużej pracowały konie w górnictwie soli.
Wyświetl większą mapę