Galeria Szyb Wilson w Katowicach

Zbigniew Markowski

KOPALNIA: PUNKTY KLUCZOWE

Cechownia to w każdej kopalni miejsce szczególne: właśnie w niej zbierają się górnicze zastępy przed zjazdem pod ziemię. To punkt w którym następuje pożegnanie z kolorowym światem i zaczyna się ryzykowna podróż w mroczne głębiny. Właśnie dlatego od niepamiętnych czasów w cechowniach umieszczano wizerunek patronki górników – świętej Barbary: raz w postaci okazałego ołtarza z figurą, czasem jako obraz lub piękny witraż. Dlatego tak łatwo można było przekształcić cechownię w miejsce modlitwy, gdy działo się coś złego. Miejsce to służyło zresztą do wszelkich zebrań, tam informowano załogę o ważnych decyzjach, tam odbywały się uroczystości, tam wreszcie górnicy decydowali o strajkach. Nieco mniej ważna była markownia: specjalne pomieszczenie obsługiwane przez markorza. Tam przechowywano metalowe blaszki należące do poszczególnych górników.

Znaki miały różne kształty, forma marki zależała od specjalności pracownika oraz od zmiany, do której był przypisany. Gdy górnik zjeżdżał na dół, pobierał z markowni swoją markę, gdy wracał – wieszał ją na swoim miejscu. Znaczek pełnił podwójną rolę. Z jednej strony pozwalał bardzo szybko ustalić, którzy robotnicy są pod ziemią, z drugiej – podobnie jak wojskowy nieśmiertelnik – ułatwiał identyfikację rannego lub zmarłego górnika. Obowiązkowym pomieszczeniem w kopalni jest także łaźnia z szatnią łańcuszkową, gdzie za sprawą prostego mechanizmu robocze ubrania szybko wędrują pod sam sufit. Dostęp do nich (podobnie jak do stroju, w którym górnik przyszedł do pracy) ma tylko właściciel, jednocześnie zaś bardzo proste jest wietrzenie mocno eksploatowanej odzieży. Opisane punkty kopalni na ogół miały dużą kubaturę, bo obsłużyć musiały setki pracowników. Dlatego w nieczynnej dziś kopalni świetnie nadają się na przestronne, jasne galerie wystawiennicze: tak stało się w przypadku katowickiego szybu Wilson, gdzie w skład obiektu wchodzą właśnie: cechownia, markownia połączona z wartownią oraz łaźnia i szatnia.


PAMIĘCI WILSONA

Choć wieży wyciągowej od kilkudziesięciu lat tu nie ma, imię dwudziestego ósmego prezydenta USA – Thomasa Woodrowa Wilsona przetrwało. Gdy amerykański prezydent patronujący szybowi (i mocno kojarzony ze wsparciem polskich starań o odzyskanie niepodległości po I wojnie światowej) zmarł w 1924 roku, państwo polskie ogłosiło żałobę narodową. Dwa lata później Wilson stał się patronem poznańskiego parku, w którym odsłonięto jego pomnik, Katowice zaś – po kolejnych kilkunastu latach – jego pamięć uczciły zmieniając nazwę szybu. Amerykańskie skojarzenie jest jeszcze bardziej oczywiste, jeśli weźmiemy pod uwagę, że teren ten należał przez jakiś czas do holdingu Silesian – American Corporation założonego w Delaware (1926). Niemiecko – amerykańskie przedsięwzięcie przeżyło później potężne problemy prawne w czasie II wojny światowej, co nie zmienia faktu, iż kopalnia (której częścią był szyb Wilson) cały czas nosiła nazwę „Giesche”.

Nazwę zmieniono dopiero w 1945 roku, gdy zakład wydobywczy stał się „Janowem”, by po kolejnym roku przyjąć nazwę „Wieczorek”. Nowy patron – Józef Wieczorek był działaczem komunistycznym, który w swoim burzliwym życiorysie miał okres zatrudnienia w tej kopalni, był członkiem Komunistycznej Partii Niemiec (wcześniej – Związku Spartakusa założonego przez Karla Liebknechta i Różę Luksemburg), powstańcem śląskim oraz posłem na Sejm Śląski. Zmarł jako więzień obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. W 1937 roku kopalnia stała się widownią niezwykłego protestu: gdy górnicy ogłosili głodowy strajk okupacyjny w podziemnych wyrobiskach, ich żony i dzieci – w liczbie około 3000 tysięcy osób – w ramach protestu oplotły dyrekcyjny budynek drutem kolczastym uniemożliwiając wyjście dyrektorom. Kopalnia Giesche – Janów – Wieczorek szczyci się swoją długą historią i za datę powstania przyjmuje rok 1826, gdy rozpoczęła się eksploatacja pola górniczego „Morgenroth”. W obszarze tym węgiel kopano zresztą już wcześniej, bo w przedostatniej dekadzie XVIII wieku swoje szyby stawiał (pod nazwą „Bergthal”) Feliks Mieroszewski. „Wieczorek” ma w swojej historii ważny epizod artystyczny: to z pracowników kopalni rekrutowali się najważniejsi członkowie tak zwanej Grupy Janowskiej: jej kluczowa postać – Teofil Ociepka, Ewald Gawlik czy Erwin Sówka.


PRYWATNA MARKOWNIA

Nawet dziś można przy szybie Wilsona zobaczyć prawdziwą górniczą atmosferę, bo kopalnia organizuje tutaj swoje barbórkowe uroczystości. Cechownia wygląda wówczas dokładnie tak, jak przed laty. Ale jest obecnie przede wszystkim galerią należącą do dwojga niezwykłych osób: Moniki Pacy – Bros (prawniczki, działaczki ekologicznej i społecznej, autorki happeningów) oraz Johanna Brosa – przedsiębiorcy, który po wyemigrowaniu w latach 70. do Niemiec wrócił na fali ustrojowych przemian. To największa prywatna galeria sztuki w kraju: powierzchnia przeznaczona na ekspozycje sięga dwóch i pół tysiąca metrów kwadratowych. Pokazywać prace – zwłaszcza te rzeźbiarskie – można zresztą również w ciekawych plenerach towarzyszących budynkom, z czego autorzy skwapliwie korzystają. Galeria Szyb Wilson kojarzona jest w artystycznym świecie przede wszystkim z Art Naif Festiwal – przedsięwzięciem promującym sztukę nieprofesjonalną często dziś zwaną także naiwną. To również miejsce przeznaczone dla artystów młodych, którzy dopiero zaczynają swoją drogę przebijania się na szczyty sztuki.

Odbywają się tu również koncerty, spotkania, konferencje, drobna część powierzchni wynajmowana jest na biura. Położony na granicy dwóch katowickich dzielnic: Janowa i Nikiszowca Wilson pięknie wpisuje się w turystyczną ofertę okolicy przypominając dawne czasy świata zbudowanego z czerwonych cegieł oraz wiele epizodów z historii kopalni. Prace Erwina Sówki nigdzie nie wyglądają tak dobrze, jak tutaj. To jest ich miejsce.

Kiedy w 1946 roku Ociepka razem z Ottonem Klimczokiem zakładał Grupę Janowską, miał już spore doświadczenie artystyczne. Malować zaczął w połowie okresu międzywojennego – może dlatego, że widział więcej niż inni. Ten sposób widzenia świata specjaliści nazwali później metafizycznym. Na wszelkie sposoby starali się określić genezę zjawiska pisząc o młodym Ociepce, który od dziecka interesował się ludową demonologią, później zaś – z okopów pierwszej wojny światowej – przywiózł do domu okultystyczne idee. Malarstwo Teofila nie pasowało do żadnych schematów, artysta – amator pokazujący płótna z prehistoryczną dżunglą w niesłychanej eksplozji kolorów jeszcze przed II wojną naraził się profesorowi Tadeuszowi Dobrowolskiemu. Później – już w epoce socrealizmu – swoją twórczością wprawiał w najwyższe zakłopotanie ekspertów od robotniczej sztuki. Ci ostatni zdawali się nie zauważać treści obrazów koncentrując się na niezdrowym podnieceniu faktem, iż robotnik maluje. Choć próbowano Ociepkę zaszufladkować na milion sposobów, stawiając na przykład w jednym rzędzie z równie nieprofesjonalnym Nikiforem, nigdy nie udało się go zdefiniować do końca. Po dziesięcioleciach dzieła Teofila Ociepki zaczęto sprzedawać za duże pieniądze, stały się nawet obiektami zainteresowania wyspecjalizowanych złodziei. Niezależnie jednak od dorobku artystycznego od jego postaci rozpoczęło się zjawisko: z własnym charakterem i ciągłością historyczną – czasem nawet ze wspólnym, kopalnianym rodowodem. Jeden z najwybitniejszych następców Ociepki – Erwin Sówka przepracował razem z nim półtora roku na tym samym „Wieczorku”. Choć reprezentowali różne pokolenia i absolutnie odmienne sposoby malowania, łączą ich dwa wspólne mianowniki. Po pierwsze – działali w tej samej strukturze Grupy Janowskiej, która za sprawą niespożytej energii Ottona Klimczoka dawała miejsce do tworzenia oraz umocowanie środowiskowe. Trochę na zasadzie alibi: dobrze, że robotnik maluje, bo przynajmniej się nie upija i nie myśli o polityce; wielcy, dyplomowani twórcy mogli zaś od czasu do czasu poklepać protekcjonalnie amatorów po plecach i rzucić: – próbujcie dalej, to ciekawe. Drugie dno Grupy Janowskiej było znacznie bardziej skomplikowane, bo podbudowa intelektualna i kulturowa często przewyższała swym bogactwem wszystko, co tworzyli tak zwani zawodowcy. Ci górnicy nie malowali kwiatków w wazonie; wystarczy spojrzeć na płótna Sówki: to filozofia Wschodu, magia, kobiece akty. Istotę zjawiska najlepiej opisał chyba sam Ociepka w rozmowie z Sówką, kiedy pochwalił górniczego praktykanta za to, że nie boi się swojej wyobraźni i ducha, który przemawia przez artystę. Na listach rankingowych polskiego malarstwa Sówka osiągnął pozycję Ociepki.


Wyświetl większą mapę

zobacz więcej zdjęć

zobacz filmy z Katowic