Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w Radzionkowie

Zbigniew Markowski

DWORZEC JAK… STARY

W ciągu stu lat wiele może się zmienić. Wiek XX radzionkowski dworzec kolejowy witał w kwitnącym stanie: tak dobrym, że można było przyjmować tu pociąg specjalny wiozący cesarza Wilhelma II na polowanie w dobrach Donnersmarcków. Początek wieku XXI był zupełnie inny: zrujnowany obiekt będący przedmiotem zmasowanych ataków wandali stanowił zadrę na dumie solidnych mieszkańców Radzionkowa. Kolej miała wobec gminy zaległości w płaceniu podatku – mimo to rozpatrywanie propozycji przejęcia przez Radzionków budynku trwało całymi latami, zgodnie z zasadą „opóźnienie może ulec zmianie”. Udało się w 2012 roku, wtedy miejskie i unijne pieniądze przeznaczono na remont. Prace przywróciły wizerunek niewielkiego dworca sprzed 150 lat, łącznie z kwiatowymi klombami tuż pod oknami budynku i zegarem, który znów zaczął odmierzać czas.

W międzyczasie historia zapukała do drzwi dworca przychodząc z niespodziewanej strony. Katowicki Oddział Instytutu Pamięci Narodowej w 2003 roku zorganizował wystawę poświęconą masowym deportacjom Ślązaków do przymusowej pracy w ZSRR. Ekspozycja w Bytomiu, pierwsza poważna próba poruszenia tematu wywózek spotkała się z ogromnym zainteresowaniem. Prezentowano ją więc w wielu miejscach, wielu zaś marzyło się uruchomienie stałego punktu, gdzie zdjęcia, dokumenty i relacje można byłoby zobaczyć. Temat bowiem – choć w śląskich rodzinach powszechnie znany – wciąż nie miał swojego naukowego fundamentu, nie doczekał się też publicznej dyskusji.


GÓRNOŚLĄSKA TRAGEDIA

Problem wywózek najtrafniej chyba ujął dr Dariusz Węgrzyn z IPN-u tytułując swoje opracowanie „Górnoślązacy jako forma reparacji”. Tak – zmuszani do niewolniczej pracy ludzie mieli być odszkodowaniem za straty Związku Radzieckiego w wojnie i choć zamysł ten przedstawiciele mocarstw zaakceptowali na konferencji w Jałcie, sowiecka władza decyzję o deportowaniu Górnoślązaków podjęła już na dzień przed konferencją. W wielu przypadkach ofiary zgłosiły się na wezwanie (publikowane na czerwonych plakatach), które mówiło o dwutygodniowych pracach porządkowych po przejściu frontu. W bytomskiej kopalni Bobrek NKWD zabrało – po wyjeździe z szychty – całą zmianę górników. Nikt nie zawracał sobie głowy narodowością, przebiegiem przedwojennej granicy czy przekonaniami: na zsyłkę trafiali powstańcy śląscy i członkowie podziemia – potrzebna była siła robocza w wieku od 17 do 50 lat.

Równolegle działały sowieckie grupy oczyszczające zaplecze frontu z niepewnego elementu – osób nastawionych patriotycznie – one również przeznaczone były (w najlepszym przypadku) do wywózki. Kolejny etap to obóz przejściowy – wykorzystano w tym celu także oddziały KL Auschwitz -i kilkutygodniowa podróż bydlęcym wagonem na wschód. Dziś wiemy, że wywieziono około 50 tysięcy ludzi – jedna trzecia z nich nigdy nie wróciła do swoich domów: zmarli z powodu wyczerpania, chorób, okrutnego traktowania w obozach pracy. Skierowano ich do kopalń, hut, fabryk, wyrębu lasów. Niebawem okazało się, że nawet z nieludzkiego punktu widzenia opłacalności ekonomicznej – operacja jest fiaskiem. Komunistyczna gospodarka musiała dopłacać nawet do niewolniczej pracy: komendanci obozów wysyłali prośby do zwierzchników o dofinansowanie, bo zapłata z kopalń (którą w całości zarządzali) nie pokrywała kosztów funkcjonowania obozu z głodowymi racjami żywności.


DOKUMENTACJA I EDUKACJA

Ci, którym po latach katorżniczej pracy udało się powrócić na Śląsk, długo dochodzili do stanu normalności – często umierali zaraz po przekroczeniu rodzinnego progu. Wielu nie chciało mówić o tym, co ich spotkało, nawet między najbliższymi deportacja stanowiła temat zakazany. W debacie publicznej był to zresztą temat nieobecny aż do 1989 roku. Gdy wystawa Instytutu Pamięci Narodowej trafiła na podatny grunt, burmistrz Radzionkowa – Gabriel Tobor zaproponował, by stałą ekspozycję urządzić na radzionkowskim dworcu, wśród deportowanych było bowiem kilkuset mieszkańców tego miasta. Starania radzionkowskiego Urzędu poparło niemal trzydzieści samorządów z województwa śląskiego oraz Opola – mają one również swój finansowy udział w dziele Centrum Dokumentacji Deportacji Górnoślązaków do ZSRR w 1945 roku.

Pamiątki z deportacji przekazali Centrum liczni przedstawiciele górnośląskich rodzin dotkniętych tragedią przymusowej pracy. To zresztą zasadniczy cel działania placówki: gromadzenie dokumentacji historycznej związanej z deportacjami, w tym – ustalenie dokładnej liczby i konkretnych nazwisk ofiar. Za sprawą nowoczesnych środków prezentacji placówka wypełnia też zadania edukacyjne – oglądamy filmy, wizualizacje i autentyczne eksponaty przywiezione ze zsyłki. Ogromne wrażenie robi symulowana, kilkunastosekundowa podróż w bydlęcym wagonie – film zaś wyświetlany jest na deskach tegoż wagonu. Znajduje się tu urna z ziemią przywiezioną spod kopalni „Rossija” w Doniecku.

Około trzech czwartych deportowanych trafiło na Ukrainę – do obwodu donieckiego (wówczas – stalińskiego), dniepropietrowskiego, kirowogradzkiego, odeskiego oraz woroszyłowskiego. Inni pojechali na Syberię (obwody: nowosybirski, irkucki, kemerowski) i do Kazachstanu (obwód karagandzki oraz aktiubiński). Miejscem przeznaczenia transportów były też: Gruzja (tam kierowano robotników do budowy zapory), Białoruś (wydobywanie torfu) oraz Kamczatka. Zdarzało się i tak, że robotnicy trafiali do ZSRR w ślad za maszynami ze swoich fabryk: wpierw wywieziono kompletne wyposażenie zakładu, potem zaś – dostarczono ludzi, którzy wcześniej, jeszcze na Górnym Śląsku przy maszynach tych pracowali. W obozach pracy – więźniów najczęściej dzielono na tysiącosobowe bataliony robocze – panowały tragiczne warunki: bardzo często drewniane prycze pozbawione były jakichkolwiek sienników, codziennością były epidemie czerwonki i tyfusu, które dziesiątkowały zesłanych. Praca w donieckich kopalniach była wyjątkowo trudna (pamiętać trzeba, że dwa razy przez miejsce to przeszedł front, co doprowadziło do zniszczenia infrastruktury) – nie tylko udawano się więc pieszo do zakładu wydobywczego, ale również pieszo trzeba było zejść chodnikiem upadowym pod ziemię. Do pracy i snu obowiązywało to samo ubranie; jedna z ofiar wspomina, iż pracowała w pokładzie o wysokości 60 centymetrów. W dokumencie IPN z 2006 roku czytamy: „Ocena zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego prowadzi do wniosku, iż opis czynu będącego przedmiotem postępowania jak i jego kwalifikacja prawna winna przyjmować, iż pozbawienie wolności będące przedmiotem śledztwa stanowi nie tylko zbrodnię komunistyczną, ale także zbrodnię przeciwko ludzkości”.


Wyświetl większą mapę

zobacz więcej zdjęć

zobacz filmy z Radzionkowa