Zbigniew Markowski
ZIELONA WISIENKA
Jeśli spytamy mieszkańców Zabrza o miejsca, z którymi ich miasto powinno kojarzyć się przyjezdnym, Ogród Botaniczny wymienią dopiero na piątym, może szóstym miejscu. Z jednej strony zieloną oazę przytłacza bowiem potężny sąsiad – stadion „Górnika”, z drugiej – stulecia przemysłowej przeszłości. Nie zmienia to faktu, że obiekt ten ma swoją całkiem bogatą historię, sięgającą czasów, gdy Zabrze było największą (bo liczącą około sto tysięcy mieszkańców) wsią Europy. Dopiero lata dwudzieste i trzydzieste XX wieku były tutaj czasem budowania prawdziwej miejskiej infrastruktury: także tej zielonej. Bezpośrednio po nadaniu praw miejskich we wrześniu 1922 rozpoczęto urządzanie Parku Steinhoffa, nieco później (w okolicach Kanału Sztolniowego) – Parku Miejskiego. Kolejnym zielonym obiektem stał się Las Guido, gdzie – zgodnie z ówczesną modą – zorganizowano niewielki zwierzyniec.
Wisienką na torcie miał być park o charakterze edukacyjnym zbudowany na gruncie jednej z wielu zabrzańskich cegielni. Autorem koncepcji takiego obiektu był Fritz Berckling; zgodnie z jego założeniem Centralny Ogród Szkolny prezentować miał wszystkie rośliny występujące w Niemczech. Pierwsi goście zawitali do ogrodu latem 1938 roku, by podziwiać obiekt obejmujący trzy hektary. Pamiątką po tamtych czasach są dziś tabliczki z niemieckimi nazwami roślin eksponowane tuż obok szklarni. Już po kilku latach placówka praktycznie przestała istnieć, bo zgodnie z wytycznymi wojennej gospodarki w miejscu tym zaczęto hodować warzywa. Po wojnie powierzchnię ogrodu powiększono dwukrotnie – dziś obejmuje on prawie sześć i pół hektara. Dla porównania: największy polski ogród botaniczny w Łodzi liczy sobie 67 hektarów. Po dziesięcioleciach przeplatających się wzlotów i upadków Miejski Ogród Botaniczny należy dziś do miasta ( i jest przez Zabrze finansowany) oraz szczyci się tytułem placówki naukowo – badawczej.
Z PUNKTU DO PUNKTU
Liczbę roślin tu zgromadzonych szacuje się na 4500 -5000 sztuk, co daje mu tytuł największego takiego obiektu w województwie. Choć jedna z miejscowych gazet nazwała ogród oazą romantyków, bez wątpienia warto wpaść tu także bez zamiaru doznawania wzruszeń – zwłaszcza, że jest to obiekt bardzo różnorodny, daleki od rutyny typowych placówek przyrodniczych. Wyraźnie widać podział na część botaniczną urządzoną w stylu francuskim (ze zdecydowanie wytyczonymi alejkami i rabatami w geometrycznych kształtach) oraz parkowo – krajobrazową zorganizowaną w założeniu angielskim. Gdy przekroczymy główną bramę dla gości zlokalizowaną przy ulicy Piłsudskiego – po wykupieniu biletu w cenie dwóch złotych (dzieci do lat trzech wchodzą za darmo) – znajdziemy się w części francuskiej. Jeśli skierujemy się na południe niemal od razu wkroczymy do strefy angielskiej z dwoma stawami, w których bystre oko wypatrzy egzotyczną rybę. Tam znajduje się także alpinarium ze skalnym źródełkiem. Swoich stałych fanów ma drewniany pomost, na którym można odpocząć i przyjrzeć się gospodarzom akwenu – kaczkom krzyżówkom. Niedaleko stamtąd do nieźle wyposażonego placu zabaw, który – jak głosi regulamin obiektu – przeznaczony jest dla osób do lat czternastu. Tę część ogrodu wybierają najczęściej rodzice z dziećmi, zwłaszcza że tuż obok są szklarnie z akwariami zamieszkanymi przez ryby.
Ofertę tego miejsca uzupełnia kolekcja kaktusów i innych sukulentów (roślin przystosowanych do występowania w warunkach braku wody, które wykształciły w sobie tkankę umożliwiającą gromadzenie płynu). Oddzielną wystawę poświęcono palmom. Nieco dalej znajduje się urządzone w 2004 roku rosarium; rośnie tam kilkadziesiąt odmian róż (w tym miniaturowe oraz pnące) tworząc w czasie kwitnienia efektowne kompozycje. Jest jeszcze oddany do dyspozycji gości w 2014 roku Ogród Pięciu Świec – nazwa pochodzi od pięciu okazałych żywotników przypominających świece. To wydzielony na potrzeby prezentacji japońskiej przyrody i kultury teren z elementami granitowymi oraz bambusowymi. Zgodnie z zasadami obowiązującymi przy organizowaniu japońskiego ogrodu, obiekt jest niewielki, ogrodzony i wzbogacony o odpowiednie elementy małej architektury. Nie brakuje stanowisk edukacyjnych: w jednym miejscu obejrzymy owadzi hotel, w innym – barć, w jeszcze innym – karmnik dla ptaków czy tablice poglądowe. Głównym aktorem naukowego spektaklu są jednak rośliny. I te egzotyczne pochodzące (jak nagozalążkowa kuningamia chińska) z Azji, i te spotykane w Polsce. Widzimy gatunki reprezentujące Australię, Madagaskar, Egipt, Brazylię, Meksyk, Kolumbię.
WYPOCZYNEK I EDUKACJA
Nic dziwnego, że do sześciu hektarów zabrzańskiego ogrodu lgną zwierzaki. Bez trudu spotkamy tutaj wiewiórkę spore bogactwo płazów i prawdziwy festiwal ptaków: z dzięciołem dużym, gilem oraz wilgą. Towarzystwo to zna ogród jak własną kieszeń i każdy gość bez przeszkód może je do woli obserwować. Oferta zajęć warsztatowych Miejskiego Ogrodu Botanicznego jest imponująca. Obejmuje nie tylko tematykę przyrodniczą, ale także psychologiczną i filozoficzną (inteligencja ekologiczna, relacja człowiek – przyroda), etnograficzną, związaną ze zdrowym stylem życia, prawną. Adresatem zajęć jest niemal każdy – od przedszkolaka po osobę dorosłą. Na szczególną uwagę zasługują wykłady dla dorosłych nieobecne w propozycjach innych tego typu placówek. Stanowią one nie tylko okazję do wysłuchania wykładu o przyrodzie, kulturze czy geografii, ale także niezły pretekst do pogadania o sprawach tych z ekspertem – profesorem Uniwersytetu Śląskiego.
Choć Ogród dostępny jest jedynie w sezonie ciepłym czyli od 1 maja do 31 października, zajęcia edukacyjne – po odpowiednim zgłoszeniu – można przeprowadzić także w innym terminie. Dla wszystkich gości brama otwarta jest na ogół od 11 do 19 w dni powszednie oraz między 9 a 19 w niedziele oraz święta. W zależności od miesiąca pory otwarcia Ogrodu nieco się zmieniają. Z zaparkowaniem pojazdu nie ma żadnego problemu. W Zabrzu przyjęła się moda wykraczania poza zwykłe zadania Ogrodu Botanicznego. Można tutaj także wybrać się na zakupy, bo stoisko przy bramie głównej oferuje rośliny doniczkowe i całe kompozycje roślinne.
Będąc w zabrzańskim Ogrodzie warto spytać o szakłaka pospolitego. Ta trująca (choć wykorzystywana czasem w medycynie naturalnej) roślina występuje w Północnej Afryce, Zachodniej Azji oraz całej Europie i posiada efektowne czarno – niebieskie owoce. Spożycie już kilkunastu jagód może spowodować biegunkę, większe ilości prowadzą nawet do śmierci. Starożytni wykorzystywali owoce drzewa szakłaka (rhamnus catharicus) do barwienia tkanin na kolor żółty. Egzemplarz z Zabrza jest prawdziwym mutantem, bo choć wszystkie atlasy jako maksymalną wysokość drzewa podają sześć, góra osiem metrów, ten wyrósł aż na jedenaście. Posadzono go najprawdopodobniej jeszcze w latach trzydziestych podczas organizowania ogrodu.
Wyświetl większą mapę