Zbigniew Markowski
CO DZIEJE SIĘ W PARKU
Z pozoru to zwykły park: sześć hektarów zieleni z ławkami i alejkami, gdzie rządzi klon z lipą pospołu, wdzięcznie pląsają wiewiórki i skaczą ptaszki. Spacerowicze nie bardzo zauważają nawet to, że znajduje się na wzniesieniu: 321 metrów nad poziomem morza. Wzniesienie jednak nie tylko jest, ale nosi nawet dumną nazwę Wzgórza Redena (zgodnie z najstarszą wersją historyczną), względnie – Wzgórza Wyzwolenia według nazwy nadanej po I wojnie światowej. Wzgórze zostało Wzgórzem Redena z powodu pomnika ojca górnośląskiego przemysłu, który to monument w obecności cesarza uroczyście odsłonięto anno domini 1852 – w setną rocznicę urodzin Friedricha Wilhelma von Redena i półwiecza działalności wielkiego pieca w miejscowej hucie. Pomnik był wyrazem wdzięczności mieszkańców Königshütte dla Friedricha Wilhelma, z jego to inicjatywy osada dorobiła się i kopalni, i huty, i nazwy. Choć artystyczne wyobrażenie Redena z biegiem lat a to burzono, a to odbudowywano na nowo, hrabia pozostawił wzgórzu tylko nazwę: sam pomnik znajduje się dziś poza obszarem parku.
Sam park zaczęto urządzać w roku 1874, choć najważniejsze inwestycje przeprowadzono kilkanaście lat później. Na zielonym terenie powstał miejski zakład ogrodniczy ze szklarniami oraz restauracja z przeznaczeniem na imprezy integracyjne hutników. Później pojawiły się korty tenisowe, kąpielisko oraz – zgodnie z ówcześnie panującą modą – mały zwierzyniec. Już w okresie międzywojennym park wzbogacił się o cenny zabytek: XVI-wieczny drewniany kościółek przeniesiony z Knurowa. Obszar parku a to zwiększano, a to zmniejszano, cały czas jednak służył on mieszkańcom Königshütte, od 1922 roku – Królewskiej Huty, od roku 1934 zaś – Chorzowa. W latach trzydziestych XX wieku dała o sobie znać historyczna geometria. Owal parku znalazł się na się na linii Obszaru Warownego „Śląsk” i zaledwie trzy kilometry od granicy z III Rzeszą.
SCHRON DLA DOWÓDCÓW
Linia Obszaru Warownego „Śląsk” biegła spod Siewierza aż po okolice Tychów i liczyła sobie 60 kilometrów długości. Zgodnie z zatwierdzonymi w 1933 roku planami składała się z 180 obiektów mających zabezpieczać polską granicę przed niemiecką agresją. Ponieważ Chorzów umiejscowiony był w środkowej części owej linii, postanowiono zlokalizować tam schron dowodzenia. Trudno dziś ustalić konkretne daty rozpoczęcia czy zakończenia prac, całe przedsięwzięcie objęte było bowiem ścisłą tajemnicą. Jedne źródła podają, iż żelbetonowa budowla powstała w roku 1932, inne podają rok 1938. Tajemnica – jak to z tajemnicami bywa – nie do końca się udała, bo w 1939 roku Niemcy o schronie na pewno wiedzieli. Na szpiegowskiej mapie z tego okresu zaznaczono nawet trzy inne obiekty położone nieopodal, których lokalizacja do dziś nie jest znana.
Dowódczy schron w parku był obiektem luksusowym: miał aż dwie kondygnacje (górną – do pracy i dolną przeznaczoną na magazyny i pomieszczenia służące odpoczynkowi) oraz imponujący strop o grubości 150 centymetrów. W odróżnieniu od innych bunkrów wyposażono go we własną kanalizację oraz generator prądotwórczy na wypadek odcięcia zasilania prowadzącego z miasta. Wyjątkowa była także liczba wyjść ewakuacyjnych: chorzowska budowla miała ich aż trzy (z czego jedno posiadało śluzę wypychającą powietrze w przypadku ataku gazowego). Wszystko to zapewniało dobre warunki 30 żołnierzom: sztabowcom i ochronie. Trudno nazwać obiekt ten bojowym: ma zaledwie kilka strzelnic zabezpieczających wyjścia i walkę można było prowadzić jedynie przy użyciu broni ręcznej; jego głównym zadaniem była ochrona osób dowodzących obroną całego obszaru. Działania zbrojne omijały jednak chorzowski schron i do żadnych walk w jego bezpośredniej bliskości nigdy nie doszło. We wrześniu 1939 roku pracował w miejscu tym sztab Grupy Fortecznej „Śląsk” pod dowództwem pułkownika Wacława Klaczyńskiego. W związku z oskrzydleniem polskich oddziałów już drugiego września wydano rozkaz odwrotu, wtedy też załoga opuściła schron. Następnego dnia miasto zajął Wehrmacht. Niemcy przekształcili obiekt w schron przeciwlotniczy zmieniając nieco wejście do obiektu i zamurowując jeden z otworów ewakuacyjnych. Także w tej roli chorzowska budowla nie musiała się sprawdzać. W czasie radzieckiej ofensywy na park spadła co prawda jedna, zrzucona z samolotu typu kukuruźnik bomba, jej eksplozja nie zrobiła jednak nikomu żadnej krzywdy. Po wojnie budowlę zamieniono wpierw na przeciwatomowy schron, później (w charakterze magazynów) przekazano go Obronie Cywilnej. Jeszcze w latach siedemdziesiątych milicjanci przeganiali z tego miejsca młodzież: w końcu niemal wszystko było wtedy tajne.
POWSTANIE SPOD ZIEMI
W latach osiemdziesiątych sami przekazali go sobie bezdomni i amatorzy tanich trunków, co dla władz Chorzowa stanowiło poważny problem. Duży, dwupoziomowy obiekt nie nadawał się bowiem do rozpalania ognisk, co nielegalni bywalcy często czynili. Dlatego też w 1992 roku schron zasypano całkowicie ziemią tworząc niewielką górkę, w której z trudem tylko zauważyć można było betonowe fragmenty konstrukcji. Na wykopanie spod ziemi schron czekał 16 lat. W 2008 roku przez zwały ziemi przedarli się działacze nieocenionego Stowarzyszenia na Rzecz Zabytków Fortyfikacji „Pro Fortalicium”. Nie obyło się bez kłopotów, bo zaniedbany system wentylacji najnormalniej w świecie nie działał. Jego odnowienie wydłużało zresztą oddanie obiektu do użytku. Po rozmowach z władzami miasta, które wzięło na siebie ciężar finansowania inwestycji, rozpoczęło się planowanie i prace przywracające bunkrowi dawny blask. Samo wynoszenie śmieci trwało dwa tygodnie. Pod koniec 2012 roku podczas uroczystości z udziałem grupy rekonstrukcyjnej w strojach żołnierzy września 1939 schron dowodzenia został oficjalnie otwarty.
Wszystkie cechy budowli, które wyróżniały go wśród innych fortyfikacji Górnego Śląska okazały się być jego ogromnymi atutami. Duża powierzchnia pozwala nie tylko na przedstawienie bogatych ekspozycji militariów, ale także na organizowanie wystaw czasowych. Choćby takich, jak pokaz kolekcji wojskowych hełmów. Na dolnym poziomie działa salka projekcyjna, w której całkiem spora grupa odwiedzających może obejrzeć film. Bez trudu zmieści się tutaj nawet najliczniejsza szkolna klasa, głębokie położenie zaś zapewnia latem przyjemny chłód.
Aby zwiedzić chorzowski obiekt – jedyny pochodzący z okresu międzywojennego schron dowódczy na ziemiach polskich, należy umówić się telefonicznie z przedstawicielem Stowarzyszenia „Pro Fortalicium”. Dla miłośnika militariów wycieczka taka jest zadaniem obowiązkowy. Ale warto tu także zajrzeć zwiedzając pobliski szyb „Prezydent” czy chorzowski Park Etnograficzny. Pierwszy z tych obiektów znajduje się kilkaset metrów od bunkra, drugi – po przeciwnej stronie ulicy Parkowej. Wart odwiedzenia jest również park – niezależnie od tego, czy oficjalnie mieści się na Wzgórzu Wyzwolenia, czy też – jak mówią chorzowianie – na Wzgórzu Redena.
Wyświetl większą mapę