Zbigniew Markowski
PIERWSZA W OKOLICY
Kiedy góral buduje dom, potrzebne są mu szyndzioły. To nic innego jak łupany gont, którym pokrywa się dachy – góra od stuleci dostarczająca drewna na dachówki w pełni zasłużyła więc na nazwę Szyndzielni. W XIX wieku funkcjonowała też niemiecka nazwa Kamitzerplatte (Płyta Kamieniecka), wtedy też rozpoczęła się prawdziwa kariera góry. Na fali zainteresowania masową turystyką pod koniec XIX wieku zaczęły powstawać organizacje promujące taki sposób wypoczynku. Po austriackiej stronie granicy w 1882 roku powołano do życia Morawsko – Śląskie Sudeckie Towarzystwo Górskie, 11 lat później pracę zaczęło Towarzystwo Beskidzkie (Beskidenverein).
Towarzystwo rychło przekonało się, że w górach potrzebna jest baza dla wędrowców i swoją uwagę wpierw skierowało na obiekt położony nieopodal Szyndzielni – na pobliskim Klimczoku – drewnianą chatę zwaną Klementynówka (od nazwiska właścicielki – Klementyny von Primavesi). Chałupę wykupiono i w czasie trwających dwa lata prac rozbudowano; niestety – spłonęła ona podczas uroczystego otwarcia w 1895 roku. W tej sytuacji nie pozostało nic innego, jak wzniesienie porządnego, murowanego schroniska. Zdecydowano się na miejsce tuż pod szczytem Szyndzielni (położenie budowli określa się na 1001 metrów nad poziomem morza podczas gdy sam szczyt liczy sobie 1028 metrów). Obiekt wzorowano na schroniskach alpejskich z uwzględnieniem stylu bawarskiego – stąd jego niecodzienna dla Beskidów prezencja.
INWESTYCJE, INWESTYCJE
Inwestorzy nie oszczędzali na niczym, bo do realizacji projektu sławnego architekta Karla Korna zaprzęgnięto składkowe pieniądze miejskie, środki mieszkańców okolic, oraz datki bogatych przedsiębiorców. Na szczyt pociągnięto kable elektryczne i zainstalowano piorunochron, w charakterystycznej wieżyczce urządzono laboratorium meteorologiczne. W siedmiu pokojach przenocować mogło 40 turystów, na których czekali mieszkający w obiekcie gospodarz oraz właściciel zlokalizowanej na parterze winiarni. Uroczystego otwarcia dokonano w czerwcu 1897 roku i datę tę przyjmuje się za początek działania schronisk w Beskidzie Śląskim. Zaraz potem wezwano fotografów, którzy na licznych pocztówkach uwiecznili pierwszy profesjonalny obiekt turystyczny w tej części Europy. Jeszcze później ustawiono skocznię narciarską. Podczas II wojny światowej – podobnie jak wiele innych beskidzkich schronisk – obiekt zajęli żołnierze Wehrmachtu, jednak jego powtórne uruchomienie nie było trudne: pierwszych powojennych turystów przyjęto już w czerwcu 1945 roku.
Jeśli nie liczyć rozbudowy z końca lat pięćdziesiątych, solidne schronisko służy beskidzkim wędrowcom do dziś – razem z przestronną jadalnią na sto osób. Również w latach pięćdziesiątych uruchomiono na Szyndzielnię gondolową kolej linową: historyczny, ciasny wagonik można obejrzeć dziś jedynie w postaci swoistego pomnika eksponowanego przy dolnej stacji kolejki. W latach dziewięćdziesiątych linię zmodernizowano wymieniając wagoniki na nowoczesne.
BRAMA BESKIDÓW
To dość szybka kolejka, bo dystans 1810 metrów (przy różnicy poziomów równej niemal 450 metrom) pokonuje w zaledwie sześć minut. Niewprawnemu wędrowcowi pokonanie tej trasy zajmuje mniej więcej dwie godziny. Tuż przed stacją górną turysta wieziony jest prawie w pionie, choć wielu tego nie zauważa koncentrując się na nieprawdopodobnej panoramie Bielska – Białej. Miasto widać jak na dłoni i nic w tym dziwnego: Szyndzielnia znajduje się w jego granicach, na tym też polega niewątpliwy atut góry. To doskonałe miejsce na rozpoczęcie swojej przygody z Beskidami: ostrożnie, bez wysiłku i niejako na próbę. Pod przystanek kolejki dojedziemy komfortowo autobusem lub samochodem (przygotowano liczne miejsca parkingowe), wagonik dowiezie nas na górę, zaś kilkusetmetrowy, łagodny odcinek do schroniska – czyli na szczyt – pokona samodzielnie nawet kilkuletnie dziecko. A nagrodę odbierzemy dokładnie taką samą jak wytrawny wędrowiec – wspaniałe widoki i eksplozję pełni beskidzkiej przyrody. Dla obserwatorów przygotowano platformę widokową o wysokości 18 metrów wyposażoną w silną lunetę, miłośnicy przyrody odwiedzić mogą alpinarium (założone jeszcze w 1905 roku, później zaniedbane – dziś znów czynne).
Turysta początkujący może zakończyć swoją przygodę z Beskidami w schronisku – dzięki pamiątkowej pieczątce otrzyma dowód na zdobycie szczytu. Dla orłów to jednak dopiero początek – Szyndzielnia stanowi bramę do całego Beskidu Śląskiego, zaś prowadzące stąd trasy dają prawdziwe bogactwo możliwości. To najdokładniej oraz najgęściej oznaczona część tych gór, dostać możemy się stąd na Klimczok, Błatnią, Wapienicę, Dębowiec i dalej: aż do Babiej Góry i Pilska, które z wysokości Szyndzielni możemy już zobaczyć. Zimą czynny jest orczyk dla narciarzy – tuż przy schronisku działa licząca trzysta metrów długości trasa dla początkujących. Ambitniejsi narciarze i miłośnicy deski mogą wybrać się dalej – na Klimczok. Na Szyndzielni sporo się dzieje: nie tylko za sprawą pojawiających się co jakiś czas szybowców z góry Żar. Panuje ruch, dobrze czują się tu nie tylko turyści górscy, ale całe rodziny, dla których zabranie dwuletniego dziecka nie stanowi żadnego problemu. Częstymi gośćmi są także osoby niepełnosprawne – wagoniki wyciągu przystosowano do zabierania wózków inwalidzkich. Można kolejką przewieźć wózek dziecięcy, narty, za dodatkową opłatą na nowożeńców czeka specjalny wagonik – salonka w wersji VIP. Przyrodnikom nazwa Szyndzielni kojarzyć się będzie z nieco innym obszarem: rezerwatem przyrody „Stok Szyndzielni” położonym w bielskiej dzielnicy Wapienica. Między szczytami Trzy Kopce i Stołów (w paśmie Klimczoka) już w 1953 roku objęto tam ochroną bór jodłowo – świerkowy, rośnie tutaj także jawor oraz buk. Powierzchnia rezerwatu to niecałe 55 hektarów lasu wraz z potokiem Barbara uchodzącym później do jeziora Wielka Łąka. Ciekawe okazy flory występujące w tym miejscu to: goryczka trojeściowa, wawrzyniec wilczełyko, parzydło leśne, lilia złotogłów, kopytnik pospolity, ciemiężyca zielona oraz marzanka wonna.
Na miejscu dzisiejszego schroniska – zgodnie z legendą – miał przed wiekami stać murowany dwór wzniesiony przez zbójnika Klimczoka dla pięknej księżniczki Klementyny z Bielskiego zamku. Inna – jeszcze bogatsza – wersja tej opowieści głosi, że ambitny zbójnik wykuł wewnątrz góry Szyndzielni wspaniały pałac dla swojej ukochanej. Postać beskidzkiego Janosika zwanego Klimczokiem została ponoć zlepiona z trzech różnych sylwetek: Wojciecha, Mateusza i Jana Klimczaków grasujących w rejonie Żywca i Bielska pod koniec XVII wieku. Klimczoka z legendy spotkał iście janosikowy koniec: z winy zdrajcy został pojmany i stracony przez powieszenie za żebro. Klimczoka – górę możemy odwiedzić i dziś, od Szyndzielni dzieli go tylko niespełna godzinny spacer.
Wyświetl większą mapę